Kiedy zameldowałem się pod wskazanym adresem i stanąłem przed drzwiami, żeby poznać nowych Młodych, nic nie mogło mnie przygotować na falę entuzjazmu jaka wylała się, a raczej wybiegła, z tego mieszkania. Z okrzykiem Mustaaaang! na ustach, powtarzanym częściej niż „I know” w „Ain’t no Sunshine„, pięcioletni Piotrek wystrzelił jak z procy, i nie wymieniając ze mną zbędnych grzeczności, zbiegł po schodach na parking, żeby zobaczyć Mustanga na żywo.


Pobiegłem za nim, żeby wskazać mu drogę, ale on już z daleka rozpoznał sylwetkę i właściwie stał już przy aucie ciągnąc za klamkę. Potem nastąpiła seria szybkich pytań, których nie powstydziłby się żaden dziennikarz motoryzacyjny. W końcu padło pytanie: A jak on ryczy? Żaden właściciel Mustanga nie pozostaje obojętny w takiej sytuacji. Odpaliłem silnik i w odpowiedzi dostałem najszczerszy uśmiech od ucha do ucha jaki można dostać. Zaproponowałem Piotrkowi, żeby się przymierzył za kółko i depnął na gaz. Ja chyba sam nigdy nie miałem gazu tak głęboko w podłodze. 5 litrów poszło przy pierwszej serii gazowania jak nic…..

O Klebarku Wielkim wiedziałem tylko tyle, że mijam go po drodze do Pasymia opuszczając Klewki. Wieża kościoła dumnie wystaje ponad wszystko na horyzoncie i często sobie obiecywałem, że kiedyś tam pojadę. Dzięki Grześkowi i Justynie mogłem w końcu spełnić tę obietnicę. Podróż na miejsce nie mogła potoczyć się lepiej. Pogoda była idealna, drogi puste, znalazła się okazja żeby poryczeć silnikiem, przyspieszyć parę razy i popiszczeć ze strachu 🙂 Oczywiście najszczęśliwszym pasażerem był Piotruś, ale widać było, że rodzicom też się podobało.

Oprócz ceremonii zaślubin odbył się także chrzest młodego pasjonata amerykańskiej motoryzacji i nie wiem jakim cudem rodzicom udało się go utrzymać w kościele do końca mszy. Pierwszymi słowami jak wybiegł z kościoła i zobaczył mnie z samochodem było: A mogę przygazować?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *