Dla ciekawskich, kilka słów o mnie. Chorobą jaką jest „mustang” zaraziłem się bardzo wcześnie. Odkąd pamiętam potrafiłem wychwycić mustanga w filmach, teledyskach, nawet jeśli jego pojawienie się było zupełnie przypadkowe. Na długo przed osiągnięciem wieku kierowcy przeglądałem oferty sprzedaży, zdjęcia, filmy i marzyłem, że nadejdzie w końcu ten dzień kiedy będę mógł cieszyć się z posiadania własnego Mustanga.

Niejeden amerykański film maltretował mój młody umysł wciąż to pojawiającymi się Mustangami: Bullit, Gone in 60 Seconds (nie mylić z 60 Seconds z Nicolasem Cage’em) to tylko dwa najbardziej chyba znane. Na wyobraźnię działały też Vanishing Point czy Mad Max, na zawsze zaszczepiając uwielbienie dla amerykańskiego designu, długich, opuszczonych, prostych dróg i ryku widlastej ósemki wyrywającej asfalt spod kół.

Głębszy ślad

Jednak najgłębszy ślad zostawiła na mnie przygoda z właścicielem Mustanga, którego spotkałem przypadkowo w Norwegii. To był drugi raz kiedy mogłem na żywo oglądać tego pięknego klasyka i tak naprawdę przyjrzeć się Mustangowi z bliska, a jak się potem okazało, także przejechać jako pasażer. Ponad tydzień czasu, noc w noc, śniło mi się, że prowadzę ten samochód. A nie był to byle jaki egzemplarz bo 1969 Mach 1.

1969 Mach I, Norwegia, Lier
1969 Mach I, Norwegia, Lier

W miarę powiększających się oszczędności, natrętna myśl o zakupie Mustanga, wracała niczym przewlekły katar, który nie pozwala zasnąć. Jednak zawsze udawało mi się przegonić tę myśl przeciwstawiając jej zdrowy rozsądek i rzeczowe argumenty. Choroba, choć chwilowo zaleczana, powracała, aż spotkałem moją przyszłą żonę i zaraziwszy ją entuzjazmem – oraz przechwytując część jej oszczędności – zdecydowałem, że chcę na nasz ślub pojechać własnym Mustangiem.

Początek – 1966 Mustang Coupe

Przygoda zaczęła się od przypadkowego kupienia mustanga 1966 na angielskim ebay-u. Z perspektywy czasu wiem, że to była nie najszczęśliwsza decyzja, ale początki zawsze są trudne, nie? I choć na początku auto nie do końca było nasze, częściowo należało do banku, to nie żałuję podjętej decyzji i powtarzam każdemu, że marzenia są od tego aby je spełniać!

1966 Ford Mustang
Ford Mustang 1966 – zdjęcie zrobione na Battersea Bridge w Londynie, rok 2008

Wciąż fascynuje mnie jak bardzo posiadanie Mustanga może zmienić życie. Dzięki niemu poznaliśmy grupę niesamowicie pozytywnych osób, które dołączyły do grona najbliższych znajomych i przyjaciół. Odwiedziliśmy miejsca, które inaczej nie zawitałby na naszej drodze. Zmienił się sposób w jaki spędzam swój wolny czas (garaż, sklepy z częściami, warsztaty…). Mustang okazał się pasją i sposobem na życie, odskocznią od trudów codziennej egzystencji. Każda przejażdżka to jakby podróż w czasie, okraszona prostym brzemieniem rock’n rolla i bulgotem amerykańskiego silnika.

Podsumowanie

W ciągu ostatnich 10+ lat, moja wiedza z zakresu mechaniki, elektryki, projektowania własnych rozwiązań znacząco się rozwinęła. Małe sukcesy i zwycięstwa okraszone były nieprzespanymi nocami, często wpadkami, zmianami koncepcji na późnym etapie projektu, ale było warto.

Mustang 1965 Remont
Mustang 1965 Remont, rok 2015

Teraz chcemy podzielić się naszą pasją, poznać nietuzinkowych ludzi, odwiedzić nowe miejsca, spotkać się w wyjątkowych okolicznościach i wspólnie cieszyć legendą amerykańskiej motoryzacji. Idealne auto do ślubu? Jak najbardziej!